Jak to jest nie oddychać?
A jak to właściwie jest oddychać?
Długo o tym zwyczajnie nie myślałem. Ktoś mi nawet zwrócił uwagę, że ja to chyba w ogóle nie oddycham.
Oj przestraszyłem się potwornie, bo jak to… martwym nie chcę być przecież. Pozwalam sobie od tej pory głęboko westchnąć… Nie tylko po to, by w miniaturce przedstawić przerysowane teatralne widowisko. Bardziej sobie wzdycham głęboko by skołatanemu sercu dać trochę więcej powietrza. Świeżym krajobrazem podzielić się z nim, z wdzięcznością.
Bezdech czasem jest z zachwytu… by ważka, dzielny strażnik okolicy, mogła przycupnąć w spokoju na połamanym patyku i nie odlatywać zbyt spiesznie.
Bezdech jest też wtedy, gdy jest ciężko, gdy ogromny wysiłek nie pozwala na kolejne łyki życiodajnej niewidzialności.
Ale bezdech jest też, gdy góra marzeń zbudowana z małych uśmiechów, sypie się. Wstrzymujemy oddech by może tę delikatną nieuchronność powstrzymać. Cała mozolnie budowana konstrukcja szczęścia sypie się w bezładną stertę wspomnień.
Układanie bierek znów zaczyna się od nowa… ale siły i chęci do życia jakby chwilowo mniej. Bezdech trwa. A ja żyć chcę!
Month: lipiec 2018
Radość
RAD już DOŚĆ. Tyle wspaniałych książek i tyle poradników, które chciałyby być i wspaniałe i przydatne. Każdy ma receptę na Twoje szczęście. Rad już po brzegi. Przelewa się poniekąd każdą dziurką. Każde kolejne słowo głośno wypowiedziane niczym mgła zalewająca brzeg jeziora więcej przesłania niż obraz wyostrza.
A już jestem rad. Mam w sobie słowa odpowiednie i energii właściwą miarkę. Rady te własne pozwolą sobie samemu poradzić. Jestem receptą na siebie samego. Czas by przez uśmiech zaczęły słowa małe bocianiątka wyfruwać na świat. Postanawiam uśmiech. Do dzieła!
Dziś jeszcze dwie inspiracje. Kto chce zagląda:
Kadr
Dziś wpadło mi do głowy to właśnie słowo. Kadr to kadr – wiemy o co chodzi. Nie będę tu chwalił się sprawną umiejętnością posługiwania się Wikipedią. Sam też jednak mądrzejszej definicji nie ułożę. Powiem co czuję. Mówiąc kadr wyobraźnia przywołuje mi obraz dwóch dłoni na przeciw siebie rozstawionych i delikatnie tworzących okienko kadru wyłaniającego się spomiędzy złączonych palców wskazujących i kciuków. I towarzysząca temu ciekawość. Co też się w okienku wyłoni?
Kadr niby wycina z całej przestrzeni mały tylko fragment jak kawałek ciasta wykrojonego z ogromnego tortu. Zastanawiam się czy kadr pozbawia nas możliwości, okrada nas podstępnie z milionów innych rodzajów spojrzeń? Tak tego nie czuję.
Kadr daje popłynąć po morzu możliwości. Tak jak to często tu czynimy, spoglądając na te same rzeczy innymi sposobami, innym oczu wejrzeniem.
To spojrzenie jest mi bliższe. I myślę sobie, że paradoksalnie kadr uczy patrzeć na całość. By dokonać wyboru, podjąć decyzję kadru trzeba się wnikliwie przyjrzeć całej gamie wszechogarniających możliwości. Tak wielu ludzi każdego dnia fotografuje wieżę Eiffla. Wciąż znajdują się i tacy, którzy robią to inaczej. W fotografii cyfrowej jest tak, że decyzję o kadrze możemy zmienić, niekiedy delikatnie, innym razem dość radykalnie, odkrywając w każdym wyborze swe wrażliwe spojrzenie.
Ten blog nie jest jednak o fotografii. Jaką metaforą jest kadr?
W życiu też dokonujemy wyborów. Gdy niczym Gollum zaślepiony blaskiem pierścienia skupiamy się na jednej rzeczy, trudno nam dostrzec inne piękne rzeczy na naszej drodze. Mamy tendencję do bycia specjalistami w wąskiej dziedzinie. To chyba w dzisiejszych czasach konieczność. Jednak tracimy z oczu obraz całości skupiając się na detalach. Kluczymy po omacku przekładając ziarnka piasku, a wystarczyłoby podnieść głowę, by ujrzeć wygodną drogę.
Każda skrajność jest ograniczająca. Czasem warto zachwycić się nie pięknym górskim krajobrazem a małym żuczkiem w zielonym pancerzyku dumnie kroczącym po szutrówce prowadzącej do Jagodowej Polany. Jak piękny może stać się świat, gdy spojrzysz tylko na leniwie przeciągające się ślimacze czułka. Badają, poznają i dowiadują się wiele w swym codziennym lenistwie.
Ty kadrujesz. Ty dokonujesz wyboru. Masz mnóstwo możliwości. To jest piękne.
Są chwile, gdy dłonie ułożone w niczym geście modlitwy zachwytu nad światem bezwładnie opadają, gdy źrenice zdają się dostrzec niezwykłą tajemnicę świata. Wtedy już nie kadrujemy. Trwamy niemej adoracji zachwytu kołysani śpiewem ptaków.
*****
Tekst już był zakończony. Pora na zdjęcie. Pogoda dziś deszczowa a koniecznie chciałem opublikować go jeszcze dzisiaj. Szukałem ilustracji.
Znalazłem to zdjęcie autorstwa pana Zygmunta Trzebiatowskiego. Przedstawia nagrobek Krzysztofa Kieślowskiego. Trzy kolory. Czerwony. Szymborska. Miłość od pierwszego wejrzenia. Przypadek?
Trwam w zaskoczeniu i niezwykłym poruszeniu.
Drżenie
Ostatnio jakoś tak nieśmiało niezauważenie na scenę wkroczyło słowo drżenie. Nie ono było głównym bohaterem tamtej sztuki. Jednak nie dało o sobie zapomnieć. Dziś zatem przed Państwem drżenie…. Drżenie na scenę…. Nie ma. Przepraszamy droga widownio.
*****
Gapa ja straszna. Drżenie przecież przychodzi właśnie po cichu. Korzysta z różnych okazji. Drżenie lekkiego niepokoju, drżenie podniecenia, drżące oczekiwanie a nade wszystko drżenie serca. Serce jest metaforą która bardzo dopomina się o to by o nim powiedzieć. Wiele się ostatnio wokół serca dzieje. Nie jestem jeszcze na to gotów. Wybaczcie. Dziś o innych drżeniach.
Po co one są?
Znacie to uczucie drżenia, które przebiega przez Wasze ciało, z często towarzyszącą gęsią skórką na do tej pory aksamitnej skórze. Drżenie, gdy słyszysz słowa wypowiadane przez towarzyszącą Ci osobę, a będące tak bardzo Twoimi. Jakaś świadomość niepojętej rzeczywistości niezrozumiałej i obcej a jednocześnie tak bliskiej.
Drżenie oczekiwania na coś czego nie widziałeś a jednocześnie znasz. Jak wymarzony prezent pod choinką po stokroć wyśniony przed jego odpakowaniem.
Drżenie podniecenia smakiem, którego się jeszcze nie zaznało.
Drżenie to świadomość obecności tego co wciąż nie nazwane.
Drżę o moje serce. Drżę wraz z moim sercem.