Historia, która wydarza się na nowo

Niedawno za sprawą wydawnictwa lublińskiego uniwersytetu zostały przypomniane nam trzy opowiadania Olgi Tokarczuk wydane pod wspólnym tytułem: „Szafa”. Nie chcę recenzować tej książki. Będzie to raczej spotkanie prywatne, którym chciałem się podzielić. Może musiałem tak zrobić, może taki jest los książek, że są one początkiem jakiejś drogi, którą wraz z autorem współtworzymy. Z nim stawiamy pytania i razem szukamy odpowiedzi. Chciałem dziś zaprosić Państwa, jak Umberto Eco, na spacer po lesie fikcji. Dla niego lasy to metafora tekstu narracyjnego. Wie on, że w tego rodzaju tekście czytelnik zmuszony jest dokonywać nieustannych wyborów. Można w takim lesie szukać tego, co istniało w naszej pamięci. Nie jest czymś złym, spacerując po lesie korzystam ze wszystkich doświadczeń swojego życia, próbując dowiedzieć się czegoś więcej o życiu, także o swoim życiu, o przeszłości, o przyszłości. Interpretacja wymusza na nas pamięć o tym, że las stworzony został dla wszystkich. Nie można więc szukać w nim tylko tych faktów i tych uczuć, które dotyczą tylko mojej osoby. Nie musimy iść jednak tą drogą, posłużymy się tekstem do naszych niejasnych celów. „wykorzystywanie tekstu do snucia marzeń na jawie wcale nie jest zakazane, robimy to często, ale marzenia są sprawą publiczną; doprowadzają nas do tego, że poruszamy się po narracyjnym lesie, jakby to był nasz prywatny ogród”. Ważnym jest aby nie zachować się jak barbarzyńca w ogrodzie.
To ja chciałem, żeby Olga Tokarczuk powiedziała mi to, co właśnie opisuję. W dzieciństwie każdy chyba miał swoje magiczne miejsca. Takie właśnie miejsce przypomniało mi się po przeczytaniu opowiadania „Szafa”. Jednym z moich ulubionych była półmetrowa przestrzeń pomiędzy drzwiami. Wyglądało to trochę, jak szeroka framuga zamknięta z obydwu stron płaszczyznami drzwi. Nazywałem to miejsce windą. W mojej miejscowości nie było prawdziwych wind, ta jedna była więc miejscem szczególnym. Pozwalała przed wejściem do domu otrząsnąć się z tego, co przykrego spotkało mnie „w świecie”. Umożliwiała zamaskowanie uśmiechu, by dopiero w domu móc objawić napotkaną radość. By móc innych zaskoczyć swoją radością.

Historia dopadła mnie, gdy stałem na wysokim krześle. Powodem tego niecodziennego przeżycia nie była zielona poduszka niezbyt trwale związana z ciemną powierzchnią siedziska krzesła. Robiąc porządki, wyciągając z półek stare szpargały wysunęła się nieco pożółkła i zmęczona przez czas kartka.

To wyżej to szkic recenzji, która ukazała się przed dwudziestoma laty w Czasie Kultury. To ona znalazła się na kartce. Czas który odszedł, a jednocześnie wciąż jest. Historia, która wydarza się na nowo. Ta sama autorka w nowych powieściach, podobne myśli przebiegające.
Oczy mamy z przodu usłyszałem dziś ponownie. Nie oglądam się wstecz. Koło historii powraca. Niesamowicie mnie to poruszyło. Jeszcze na dodatek słowa Sorena Kirkegaarda, które wpadły w oko podczas lektury: „Życie rozumiemy wstecz, a przeżywamy w przód”.

Przeżyłem też w ostatnim czasie niesamowite spotkanie z człowiekiem, którego też nie widziałem pewnie z dwadzieścia lat. Tak daleki i inny a zarazem wyjątkowo bliski. Poruszające serce to spotkanie.
Historia przeżywana na nowo. Nawet nie wiem co napisać. Stoję wobec tych zaskakujących doświadczeń. Szukam sensu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.