Bramy czasów

 

Dawno mnie tu nie było…

Ból od samego rana otoczył moją głowę jak opaska. Ściskał, tak, że myśli omdlewały z bezradności. Na zegarku godzina tak wczesna, że dotąd widziałem ją dwa razy w życiu, w tym raz znad ramienia położnej wyciągającej mnie uparcie na świat w niedzielny poranek, pięćdziesiąt lat temu. Próbowałem jeszcze poleżeć. Ścisnąłem powieki wycisnąć z głowy ten nieznośny ból, zamęczyć go tak podstępnie jak on mnie dopadł i owładnął.
Pies spoglądał z politowaniem na ekwilibrystykę moich powiek. W jego pełnym mądrości spojrzeniu tkwiła rada, której niestety nie mogłem odczytać. Widziałem jego spokój. Jednak tymczasem Bruna mina wydawała się mówić coś jeszcze. W głowie napięcie zaczęło narastać. Świat wokół zaczął się rozmazywać, każdy najdrobniejszy punkt, element, przedmiot znaczyły za sobą długie, lśniące linie. Wszystko się zmieniało. Na moich oczach świat nabrał tempa, wszystko przemijało starzało się. Tylko ja i pies byliśmy niezmienni i w tej jednej chwili nieśmiertelni. Kolejna chwila przyniosła ciepło, które jak gorąca czekolada spływało od czubka głowy ku szczytom ramion. Gorzka śmiertelność powróciła. Zrozumiałem jednak wtedy, że zagubiłem się w czymś co nie ma czasu. To nie było deja vu. W tej jednej chwili stanąłem w bramach do wszystkich chwil świata. Przeciąg maszyny czasu. Nieograniczony dostęp do wszystkich moich i nie tylko moich chwil, każdego westchnienia, mgnienia myśli i poruszeń serca wszystkich ludzi na świecie. Jedne bliskie jak progi rodzinnego domu inne dziwnie zaskakujące. W głowie błysła myśl jak mgnienie pioruna. To chwile, które się wydarzą. Opadłem wycieńczony. Śniłem. Teraz dopiero.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.