Jak to jest nie oddychać?
A jak to właściwie jest oddychać?
Długo o tym zwyczajnie nie myślałem. Ktoś mi nawet zwrócił uwagę, że ja to chyba w ogóle nie oddycham.
Oj przestraszyłem się potwornie, bo jak to… martwym nie chcę być przecież. Pozwalam sobie od tej pory głęboko westchnąć… Nie tylko po to, by w miniaturce przedstawić przerysowane teatralne widowisko. Bardziej sobie wzdycham głęboko by skołatanemu sercu dać trochę więcej powietrza. Świeżym krajobrazem podzielić się z nim, z wdzięcznością.
Bezdech czasem jest z zachwytu… by ważka, dzielny strażnik okolicy, mogła przycupnąć w spokoju na połamanym patyku i nie odlatywać zbyt spiesznie.
Bezdech jest też wtedy, gdy jest ciężko, gdy ogromny wysiłek nie pozwala na kolejne łyki życiodajnej niewidzialności.
Ale bezdech jest też, gdy góra marzeń zbudowana z małych uśmiechów, sypie się. Wstrzymujemy oddech by może tę delikatną nieuchronność powstrzymać. Cała mozolnie budowana konstrukcja szczęścia sypie się w bezładną stertę wspomnień.
Układanie bierek znów zaczyna się od nowa… ale siły i chęci do życia jakby chwilowo mniej. Bezdech trwa. A ja żyć chcę!
Cudne to połączenie ….jutro napiszę coś więcej…
Bezdech – poznawać siebie po innej stronie powietrza.
Wysłuchałam na bezdechu, czekając na więcej.
Mozolnie nie musi oznaczać wytęzonego wysiłku.
Mozolnie może być niespiesznym, cierpliwym…
Mozolnie ciągnie się jak te krówki… Jak ten ślimak wędrowniczek maleńki…
Mozolność tu. Tam czasu jakby coraz mniej.
Bezdech bywa dobrym. Bezdech przed westchnieciem…bądź po nim następuje. Taka para to, o! Jedno bez drugiego? Nie… Nierozłączną parą są. W spójności swej są oddechem glebokim.
Poczuć siebie, objąć się, pokochać w oddechu z harmonią… Nazwę szczesciem 🙂
Na bezdechu wnet wypowiedziane…
Bezdech, wdech…westchnę sobie…ach…
Oddycham dalej…oddychaj i Ty 🙂