Wyobraź sobie upalny dzień. Tłuste i gęste do obrzydzenia powietrze stanęło próbując naśladować swym majestatem rzymskie pomniki. Oblepia Cię bezczelnie jak pijany prostak. Jedna chmurka na niebie bez obawy ospale sunąca po błękitnym oceanie. Wskazówki zegara jakby zapadły na podobną chorobę, zwolniły tempa wstrzymując oddech przy każdej wybijanej godzinie.
Nagle gdzieś na plecach pojawia się uczucie przyjemnego chłodu. Z zaskoczeniem odnotowujesz w myślach fakt, że chłód sprawia Ci przyjemność także w innych miejscach
Wiatr, gdy wieje najpierw przynosi niepokój, co tak naprawdę to ruchliwe powietrze przyniesie. Po nim zazwyczaj następuje zmiana pogody. Wichry życia też na ogół budzą pewnego rodzaju niepokój. Ten niepokój nie pozwala trwać wciąż w tym samym miejscu. Gdy się choć odrobinę poruszymy, łatwiej ruszyć w drogę. Tak rodzi się zmiana.
Chciałbym znaleźć wiatr, który wywieje z duszy zakamarków wszelki zmrok i przestrachu półcienie. Chciałbym być wiatrem, który przynosi ciepłe powietrze z południa. Wraz z tęczą zwiastujący ciszę po burzy, gwałtownej jak zwarte szeregi wojsk napastliwych.
Jesteś wiatrem – wszędzie i nigdzie – ASz
Piękne ….cudowna metafora życia…Jesteś takim Wiatrem …
I ja jestem …tylko ostatnio pomyślałam że chciałabym nie być świadoma że tak jest …żeby ego nie miało pożywki…
Pisz …pisz jak najwięcej…I pokazuj Światu…bo jest co …
Dziękuję pięknie Laurko!