Najpierw było jakieś poruszenie. Leniwie otwierające się oczy. Ręka sięgająca sufitu, później kreślące magiczne koła, które przywracają dłoniom ich codzienną użyteczność. Myśli przebiegają po ciele, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Nagle nieśmiało spomiędzy powiek wytoczyła się mała pękata łza. Nie wiadomo czemu chciała właśnie o tej porze świat zobaczyć, zawołała: Oto jestem! I przetoczyła się po policzku.
To był niesamowity dzień. Ukazał się mój komentarz do poruszającej historii chłopaka. To był początek wzruszenia. Zobaczyłem wielu ludzi na nowo. Zobaczyłem jak ludzie mieszkający daleko mogą być bardzo blisko. Było wiele wzruszeń do samego wieczora.
Długo też myślałem co ta soczysta kropla znaczyła.
Pomyślałem o pancerzu, którym się wiele lat osłaniałem. Wydawało się tak być bezpieczniej. Mniej bolało, mniej dawało się znaki.
Gdy zacząłem się czuć na nowo, pozwalać sobie na wszystkie emocje, zbroja zaczęła rdzewieć, puszczać pancerne nity utrzymujące ten obronny rynsztunek.
Zwiastun nowego życia wypłynął wczoraj spod zbroi.
Wzruszenie czy poruszenie sprawia, że nic nie jest już na swoim dotychczasowym miejscu.
Nadchodzi rok odwagi. Prawdziwa odwaga to stanąć na polu bitwy bez pancerza.