Ogromna maszyna w środku sklepu pełnym dziecięcych ubranek przykuła moje oko. Maszyna życia. Creator mundi zszedł pomiędzy śpioszki i kaftaniki. Usiadłem na jego miejscu. Wziąłem do ręki sflaczałe futerka. Wybrałem to w barwie czekolady błyszczącej światłem zachodzącego słońca. Tchnąłem w jego wnętrzności siłę i sens, która miała mu wystarczyć mu na całe życie. Na malutkim skrawku czerwonego kartonika zapisałem swe błogosławieństwo. Ono też miało starczyć na całej życie. Skrycie zaszyty w miniaturowym serduszku dopełnił dzieła tworzenia. Tak powstał pluszowy miś – Józiu, wierny kompan dziecięcej niedoli.
Słowa mają moc. Nie tylko te napisane w misiowym serduszku. Nie tylko te złorzeczenia, które wypalają dziurę w duszy na kilka pokoleń. Czasem nie rozumiemy jak słowa wielki mają ciężar i zbyt pochopnie rzucamy nimi. Rzucamy słowa na wiatr… Unoszą się wtedy bez celu i adresata.
Są też słowa miłości. Niech towarzyszą nie tylko pluszowemu towarzyszowi dziecięcych smutków i łez. Niech dadzą siłę by pokonać wszelkie inne słowa.