Pamiętacie ilustrację z ostatniego wpisu? Pancerne serce… Siłą rzeczy, gdy myślimy o pancerzu, wyobraźnia podpowiada widok średniowiecznego wojownika odzianego w pancerny strój. Zbroja ma zapewnić bezpieczeństwo rycerzowi wyruszającemu na śmiertelną bitwę. Hełm spowijający głowę, kirys skrywający dzielnie wypiętą pierś walecznego człowieka, ograniczały ruchy. Jak jednak inaczej powrócić z pola, na którym śmierć dziesiątkuje wojów?
Niepozorna chustka z misternie wyhaftowanym inicjałem, szyta z delikatnej i ulotnej tkaniny kto, wie czy nie odegrała większą rolę w motywowaniu woja do powrotu do domu. Oczy pełne łez, wybranki która pośród strachu wręcza mu na pamiątkę przed wyruszeniem w drogę ślad łączącego ich uczucia.
Nie król i jego królestwo, nie pancerz i zbroja ale ten drobny kawałek materiału skrywany pod blachami pancerza bardziej bronił.
A jak to jest dziś?
Może termos… Napełniony po brzegi troską i miłością będzie nie tylko niezawodnym kompanem w wyprawie po nastroszonej przeszkodami codzienności ale i powodem poruszenia, które sprawi, że się chce wrócić wbrew wszystkiemu.
Stoję w oknie z rozczuleniem patrząc na pomykające po niebie śniegowe płatki, jakby świadome swego ulotnego losu, niezbyt chętnie ku ziemi zmierzają.
Palcami obu rąk oplótłszy mały kubeczek odkręcony od termosu wdycham nosem błądzącym pośród unoszącej się pary. Ulotne chwile z kardamonem, białą szałwią i czarną porzeczką. Miód w kubku i sercu.