Każdy pewnie w swym życiu potrzebuje wiosny. Ja jej potrzebuję. Długo się zaczyna. Czuje jej oznaki od jakiegoś czasu. Kotłuje się, zmaga, czasem daje wyraźne symptomy swego istnienia, by kilka chwil później tkwić w lodowatym paraliżu.
Po co mi ta wiosna?
Nie chcę być już tylko potencjałem.
Chciałbym tu i teraz doświadczać rozkwitu.
Gdy to, co uśpione zimową niemocą staje się sobą na nowo, sobą pełniej i piękniej.
Gdy to, co potencjalne staje się wreszcie możliwe. Intuicyjnie wyczuwam to, co możliwe. Znam już chyba na wylot wszystkie pęta wiążące me siły wzrostu. Okiełznane rumaki oczekiwań, osły dźwigające kontrolę na swych plecach. Niby wypuszczam na świat pierwsze oznaki nowego życia. Wciąż jednak jakby zbyt mało, zbyt wolno.
Rozkwitu mi trzeba. Szalonej eksplozji kolorów. By pomarszczone skrzydła motyla wykluwające się z trumny powszedniości, rozpostarły się na lśniącym błękitem niebie.
Rozkwitu co owoce przynosi zadowolenia. Rozkwitu co łanem szczęścia olśniewa.
Potrzebowałem odwagi przyszła wraz z decyzją, decyduję zatem wiosno mojego życia od dziś rozkwitaj.
Czasami motyl zbyt długo siedzi w kokonie. Boi się świata ? Czy czeka na “lepsze czasy” . Co znaczy ” zbyt długo” w kategoriach wieczności ?
Tak jak motyl rozpościera swe barwne skrzydełka na tle błękitu nieba, tak z pąka kwiatu pachnącego wychylaja sie kolejne platki blyszczace. Natchnione, pobudzone do życia promieniami słońca. Najpiękniej rozkwita otulony dłońmi miłością ogrzanymi.
Ten wpis wypływa prosto z serca. Brzmi jak poezja. Dziękuję za te piękne słowa.