Wstyd

Miliony oczu mnie śledzą. Bezczelnie i z tupetem mierzą mnie od góry do dołu. Bez skrępowania. Dziwne, bo ja czuje się jakbym był skrępowany milionami lin. Unieruchomione nogi, ręce. Nawet oddech jakby liną przewiązany rwie się w połowie. Bezwstydnie patrzą o tak! Same bez wstydu mi tym wstydem rumieńce malują. Naznaczony, napiętnowany. Chce się już okryć. Nie rumieńcem, Czapką niewidką raczej. 

fot. Gośka

Kamień milowy

Dziś znów o kamieniu, tym razem kamieniu milowym. Zastanawiam się teraz czemu ich tak pełno wokół mnie. Gdy pomyślę… kamień zmian od Agnieszki, siostrzane szepty kamieni i kamienny ślimaczek… Babcia w dzieciństwie przestrzegała bym jadł dużo, bo inaczej trzeba będzie mi kamieni w kieszenie nakłaść by mnie wiatr ku niebu nie uniósł. Mimo ogromnych porcji ziemniaków na talerzu i kamieni w kieszeni portek wyobraźnia często unosiła ku chmurom. Jak się tak szybuje, to ciężko do domu powrócić… A właśnie powróćmy na ziemię.
Kamień milowy dzieli istotnymi wydarzeniami oś czasu. To one wyznaczają momenty przełomowe, chwile dokonywanych zmian. Kamień milowy dzieli drogę na odcinki. Czasem trudno jest wytrwać w drodze do odległego celu. Kamień milowy dzieli ją na mniejsze części, pozwala cieszyć się odnoszonymi sukcesami, tym samym ucząc dostrzegania tego co w samej drodze jest niezwykle cenne. Bywa, że cenniejsze niż to, co czeka u jego kresu. A może jest i tak, że radość doznawana na samy końcu drogi jest tylko dlatego możliwa, że nauczyliśmy się czegoś po drodze.
Jak się ma do mojej wędrówki? Warto stawiać sobie samemu po drodze takie milowe kamienie. Nie oglądać się wstecz, nie cofać ale rozkoszować się każdą chwilą, każdą chwilą małego sukcesu.

poWstanie

Słowo podniosłe. PODNIOSŁE… Nie można przy tym słowie wygodnie się rozsiedzieć rozkoszując się codziennością, nie da się usiedzieć przy nim w miejscu, trzeba się podnieść i powstać. Zanim coś powstanie nie można być obojętnym. Powstanie wyzywa by porzucić bylejakość i obojętność. Trzeba zaangażowania. Powstanie, to niezwykle rewolucyjne słowo. Każdy zasługuje na powstanie. Nie takie pośród wojennej gehenny ale takie, które jest niezwykle rewolucyjne i wiele zmienia w moim życiu. Każe powstać i wyruszyć. Nic już nie będzie takie samo.
I jeszcze dziś kilka słów z wywiadu z ks. Bonieckim:
Tam, gdzie rozbiję swój Namiot, jestem w domu. Kiedy się przeprowadzę, znów będę w domu. To doświadczenie uważam za dobrodziejstwo. Wolność od złudzenia stałego domu na tym świecie. (…) Trzeba mieć duszę koczownika. Rozstawiam namiot, jutro go zwijam, idę dalej… Wtedy też nie da się mieć za wiele rzeczy.

Granice

Granice są po to, by… je przekraczać. Skoro ich nie uznajemy, to może tak naprawdę nie są nam wcale potrzebne? To byłoby jednak zbyt proste…
Czasem jest tak, że strefa komfortu, w której czujemy się tak bardzo bezpieczni zaczyna uwierać. Ciśnie jak kamień w bucie, wzywa by go wytrzepać i ruszyć w pełną przygód drogę. Każdy krok pozwoli pokonać kolejną granicę swoich słabości.
Granica jest też po to by wiedzieć dokąd wracać, gdzie nam było dobrze i bezpiecznie. Jak małe dziecko, które eksploruje świat oddalając się od maminej spódnicy, co kilka chwil obraca się by upewnić się, że Ona wciąż tam stoi, gdzie stała.
Każdy człowiek wokół siebie kreśli wokół siebie niewidzialne koło wyznaczające granicę naszej intymności. Jednym pozwalamy zajrzeć w nasze roziskrzone oczy, innych chcielibyśmy trzymać w zasięgu ciepłych dłoni, są jednak też i tacy, których chcielibyśmy dla swego bezpieczeństwa trzymać z dala od nas. To my wyznaczamy granicę i my jej musimy konsekwentnie strzec. W każdej kulturze te granice są nieco inne.
Jak wyglądałby świat bez granic. Wbrew pozorom nie byłoby w tym świecie prawdziwej wolności. Trudno w podróży po świecie bez granic wrócić do domu. Ja potrzebuję do niego wracać. A TY?

Ławeczka

Zwalony na ziemię pień stuletniego drzewa chciał podzielić się bogactwem swych doświadczeń. Jeszcze nim dopadły go hordy korniko-wandali przysiadła na nim para ludzi. Nieśmiale usiedli obok siebie nerwowo zagniatając dłonie, skubiąc rogi swoich ubrań. W miarę wypowiadanych słów nerwy opadały a bratersko-siostrzana dwójjedność połączyła płochliwe myśli. Odważnie patrzyli przed siebie, gdzie podobne marzenia rozświetlały horyzont. W końcu potrafili zaufać. Spojrzeli ku sobie badając głębiny swych tęczówek. Spotkać kogoś to zajrzeć w nagość jego oczu, ujrzeć skarbiec przeżyć i emocji. Spotkać kogoś naprawdę to zachwycić się nim bez reszty.
Ławeczka z powalonego pnia to dobre miejsce na spotkanie.