Dziś znów o kamieniu, tym razem kamieniu milowym. Zastanawiam się teraz czemu ich tak pełno wokół mnie. Gdy pomyślę… kamień zmian od Agnieszki, siostrzane szepty kamieni i kamienny ślimaczek… Babcia w dzieciństwie przestrzegała bym jadł dużo, bo inaczej trzeba będzie mi kamieni w kieszenie nakłaść by mnie wiatr ku niebu nie uniósł. Mimo ogromnych porcji ziemniaków na talerzu i kamieni w kieszeni portek wyobraźnia często unosiła ku chmurom. Jak się tak szybuje, to ciężko do domu powrócić… A właśnie powróćmy na ziemię.
Kamień milowy dzieli istotnymi wydarzeniami oś czasu. To one wyznaczają momenty przełomowe, chwile dokonywanych zmian. Kamień milowy dzieli drogę na odcinki. Czasem trudno jest wytrwać w drodze do odległego celu. Kamień milowy dzieli ją na mniejsze części, pozwala cieszyć się odnoszonymi sukcesami, tym samym ucząc dostrzegania tego co w samej drodze jest niezwykle cenne. Bywa, że cenniejsze niż to, co czeka u jego kresu. A może jest i tak, że radość doznawana na samy końcu drogi jest tylko dlatego możliwa, że nauczyliśmy się czegoś po drodze.
Jak się ma do mojej wędrówki? Warto stawiać sobie samemu po drodze takie milowe kamienie. Nie oglądać się wstecz, nie cofać ale rozkoszować się każdą chwilą, każdą chwilą małego sukcesu.